
Ale przynajmniej poznaliśmy paru nowych fajnych ludzi, spotkaliśmy starych znajomych, popływaliśmy (oprócz Julka) dłubanką mocząc siedzenia obficie, a ja (to piszę ja - Razosłav) przekonałem się dzięki nieocenionej...hmm... inwencji kolegów jak można łatwo zapobiec desantowi (co jak można było zaobserwować nie do końca mi się spodobało po odparciu 20 prób desantu chybotliwą dłubanką), zostaliśmy podczas przeprawy przez rzekę ostrzelani z cebul, ja uświadczyłem sauny, Kuświr spalił miech kowalski, dowiedziałem się wreszcie czym są eklektyczni koczownicy i wystrugałem gumikajak, który od biedy może robić za lateńskie umbo. A dzięki Fiolnirowi, od Beltanu dumnemu posiadaczowi tarczy z dartych desek uświadomiliśmy sobie, na co trzeba sie przygotować nastawiając przy robieniu tarczy z darcic. Może na razie zostać przy wiklinie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz