niedziela, 13 stycznia 2008
Chodlik - maj 2007
Cóż... trzeba przyznać, że impreza zapowiadała się ciekawie ale nie dopisała pogoda i ludzie, których przyjechało mniej niż się spodziewaliśmy i my i organizator chyba też. Dość jednak, żeby trochę powalczyć i zdążyć się zmęczyć - szczególnie w temperaturach 30-paru stopni w cieniu. I to właśnie słońce rozłożyło jeśli nie imprezę to na pewno mnie. Podziwiałem ludzi, którzy w taki skwar wytrzymywali w swoich kramikach. Wieczór przynoszący ulgę od upałów sprowadzał chmary komarów, które i tak były mniej uciążliwe od słońca. Za to kasza, którą jadłem na Chodliku jest u mnie na pierwszym miejscu z tych, które jadłem. Impreza w Chodliku była też pierwszym większym wyjazdem dla Asi, Pawła i Małego Bartka.
PS: zgubiłem tam czołówkę (latrkę na czoło) - ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...dostanie wino domowej roboty i moją dozgonną wdziędznośc.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz