środa, 22 października 2008

Dzierżąc w dłoniach małe tarcze - Góry opawskie


Zaczęło się od dyskusji na forum Halla a skończyło pod koniec września na kilkudniowej wyprawie w góry celem porównania jak spisują się i przeszkadzają w ciężkim terenie duże i małe tarcze. Takiej pełnowymiarowej wyprawie, w butach na skórzanej podeszwie, spaniem pod kocykami, piciem z bukłaków i jedzeniem zasuszonych różnych rzeczy. Bez walk, bo tylko z ostrą bronią. Z Dagome wziął udział tylko Duży Bartek, czyli ja, piszący (ciut eklektycznie bo strój IX-Xw Małopolanina i uzbrojony jak Sklawini opisywani w VI-VIIw) . W sumie to przejdę na pierwsza osobę bo tak łatwiej... Mieszana ekipa polsko czeska liczyła pięciu wędrowców, niestety wszyscy z małymi tarczami, gdyż ochotnicy do noszenia dużych z różnych życiowych powodów nie dopisali. Z Arturem (jako Słowianin, VIw) i Irkiem (Morawy VIII/IXw) ruszyłem piątkowym popołudniem z Videlskiego Sedla i przed zmrokiem rozbilismy obóz. Czesi, czyli Petr i Rabi (Velka Morava) dołączyli już po zmroku.
Sam pierwszej nocy nauczyłem się, że ziemia o tej porze roku jest już bardzo zimna i cienki kocyk nie wystarcza za izolację. Resztę nocy spędziłem więc zwinięty w kłębek leżąc na tarczy. Drugiego dnia zgodnie stwierdziliśmy, że maszerując po lesie niemożliwym jest mieć sucho w średniwiecznych butach - co nie przeszkadzało mieć w nich ciepło... Po drodze dokonalismy crush-testów kilku tarcz, choć bez przesady - wszak musiały się jeszcze nadawać do niesienia. Absolutnym zaskoczeiem była dla nas wytrzymałość na cięcia i rąbnięcia ostrą bronią tarczy Petra zrobionej... ze słomy! (obciągniętej skórą)Drugą noc spędziliśmy pod szczytem Zameckego Vrchu, koło ruin twierdzy Koberstein osłonięci od wiatru przez niewielke urwisko (tak, tuż pod szczytem) i grzani przez ognisko, ofiarnie podtrzymywane przez Rabiego.
W niedzielę rano pożegnialiśmy Petra i Rabiego i ruszyliśmy w kierunku Biskupiej Kopy, do którrej jednak nie dotarliśmy - byliśmy zmuszeni sprowadzić kawalerię, żebym mógł zdążyć na ostatni pociąg - oczywiście zdążyłem tylko dlatego, że maszynista go zatrzymał po ujechaniu 200 metrów i zaczekał na mnie. Także jak widac na pkp też można czasem liczyć...


Sprawozdanie Artura (ze zdjęciami)

Sprawozdanie Petra (z fotami)

Brak komentarzy: